Ze względu na rosyjską agresję, młodzi piłkarze zostali zaproszeni do Szczawna-Zdroju na wyjątkowy obóz, w którym brali udział wspólnie z polskimi rówieśnikami. Przez tydzień mieli opiekę najlepszych trenerów od techniki i taktyki, wikt, opierunek, a przede wszystkim spokój, bezpieczeństwo i przyjaźń. Na Dolny Śląsk dotarło jedenastu chłopców z Ukrainy.
Organizacją zajmowała się fundacja Polish Soccer Skills, która zapewniła naszym sąsiadom pobyt w Szczawnie-Zdroju na profesjonalnym obozie piłkarskim. Jak informuje, wszystko było organizowane za darmo i z refundacją wszelkich poniesionych kosztów.
Za nieobecnymi kryją się trudne historie
Chociaż na obóz piłkarski dotarło jedenastu chłopców z Ukrainy, fundacja przewidziała dla nich aż 25 miejsc.
– Wykonywaliśmy niezliczoną ilość trudnych telefonów. Wszyscy trenerzy, z którymi współpracowaliśmy w Ukrainie, biorą udział w działaniach wojennych. Dzieciaki z Mariupola czy Buczy często bały się zostawić swoje rodziny, ze strachu że nie będą miały do czego wracać. Niektórzy już stracili rodzica, jak 11-latek, który miał przyjechać do Szczawna, ale stwierdził, że teraz jest jedynym mężczyzną w rodzinie i musi opiekować się mamą i siostrą. Pękały nam serca za każdym razem, kiedy słyszeliśmy takie historie – mówi prezeska fundacji Polish Soccer Skills.
Politycy i dyplomaci przyszli obejrzeć mecz
Obecność Konsula Generalnego Ukrainy i lokalnych polityków na trybunach sprawiły, że dzieciaki uwierzyły, że ich pasja, piłka nożna, ma znaczenie. Młodzi zawodnicy zostali oficjalnie powitani przez burmistrza Szczawna-Zdroju Marka Fedoruka oraz Konsula Generalnego Ukrainy Jurija Tokara. – Dziękuję Polakom za to, że tak nam pomagają. Dziękuję również w imieniu tych dzieciaków, które fundacja Polish Soccer Skills zaprosiła na swój obóz i pozwala im realizować swoje piłkarskie marzenia. Niech wygra lepszy! – uśmiechał się ukraiński dyplomata, a jego rodacy od pierwszego gwizdka ruszyli do ataku, jakby za wszelką cenę chcieli udowodnić, że to oni zasługują na miano tych „lepszych”.
Więcej niż zabawa
Przez pół godziny spotkania młodzi piłkarze mieli wszystko, żeby poczuć się jak gwiazdy sportu. Stroje w narodowych barwach, hymny narodowe odtworzone przez meczem.
– Kiedy wyszliśmy na boisko, liczyło się tylko zwycięstwo. Ciężko zapomnieć o tym, co dzieje się w naszym kraju, ale gra w piłkę bardzo pomaga. Dziękujemy za zaproszenie do Polski – mówił Dima Mykołenko, 11-letni bramkarz Ukrainy.
Widać było, że dla dzieciaków z obu krajów mecz zorganizowany przez fundację Polish Soccer Skills to dużo więcej niż zabawa. Młodzi Ukraińcy odśpiewali hymn trzymając dłonie na sercach, z taką wiarą i energią, że aż na trybuny szczawińskiego MOSiR zeszli się okoliczni mieszkańcy, żeby zorientować się, co się dzieje.
Kto zwyciężył?
Fenomenalne strzały z dystansu, slalomy między obrońcami, ostre wślizgi i walka do upadłego o każdą piłkę. Gdyby ktoś chciał młodych piłkarzy przekonać, że to nie jest mecz „o wszystko”, tylko towarzyskie spotkanie, na pewno by nie uwierzyli. W pierwszej części spotkania to Ukraińcy byli zdecydowanie lepsi. Raz za razem popisywali się futbolowym kunsztem, na przerwę schodząc z aż cztery bramkowym prowadzeniem.
– Oczywiście to są nasi goście, ale chyba za bardzo wzięliśmy sobie tę gościnność do serca na boisku – żartowali trenerzy polskiej drużyny. Po kilku korektach w składzie na drugą część gry młodzi Polacy wyszli odmienieni. Hiszpanie nazwaliby to „remontadą”, a po polsku możemy śmiało powiedzieć o efektownej pogoni za korzystnym rezultatem, dość powiedzieć, że dosłownie na sekundy przed końcowym gwizdkiem Polacy doprowadzili do wyrównania, odrabiając ogromną stratę. O wyniku zdecydowała seria rzutów karnych, w której minimalnie lepsi okazali się Ukraińcy, w dużej mierze za sprawą świetnej postawy Mykołenki w bramce. Po ostatnim strzale nie brakowało łez. Z jednej strony łez rozpaczy w oczach tych, którzy przestrzelili kluczowe „jednastki”, z drugiej łez wzruszenia w oczach ukraińskich dzieciaków, które poczuły się jak kadrowicze, dający swojej ojczyźnie ważne i prestiżowe zwycięstwo.
– Jesteśmy dumni z wszystkich uczestników. Tych z Polski, tych z Ukrainy. Tych ze szkół i tych, którzy już na co dzień trenują w dużych akademiach. Jesteśmy dumni nie tylko, a nawet nie przede wszystkim ze względu na to, co prezentowali na boisku, tylko ze względu na ich przyjaźń, którą mogliśmy codziennie podziwiać. Gdyby rządziły nami dzieci, nie byłoby mowy o żadnych wojnach – komentuje Ewelina Stępień-Kunik.
Lepieszy płacz na boisku, niż w domu ze strachu spowodowanego wojną
– Płacz na boisku jest w porządku. To są dla młodych sportowców wielkie emocje. Dzieci powinny płakać tylko na boiskach, a nie w domach, ze strachu że na głowy spadnie im i ich rodzinom bomba, albo najeźdźcy zaatakują ich miejscowość. Cieszę się, że mogliśmy dać im przynajmniej namiastkę normalności – podkreśla Ewelina Stępień-Kunik pracownik fundacji Polish Soccer Skills